W moich szkolnych czasach ogromną popularnością cieszyła się palmiarnia w Poznaniu. Z czasem, gdy granice zaczęły stać otworem, zainteresowanie przygasło i wiele osób może obejrzeć egzotyczne rośliny w naturalnych warunkach. Ja jednak zrealizowałam swoje niegdysiejsze marzenie i w dn. 15-17 listopada odwiedziłam ze swoimi psiapsiółkami, Poznań. Piękne miasto, mam wrażenie , że turystycznie nieco omijane na rzecz słynniejszych metropolii. Nie wiem, czy jest w Polsce piękniejszy Stary Rynek niż w Poznaniu. Gdy na wieży ratuszowej o godz. 12 i 15 wyskakują słynne koziołki, serce mięknie i jakoś tak dziwnie robi się na duszy. I w oczach... A do tego oprócz widoku koziołków, pobrzmiewa hejnał z wieży ratuszowej.Myślę, ze nie ma takiego twardziela, który by przeszedł w tym momencie obojętnie. Dużo zwiedziłyśmy, pozostał niedosyt. Nie będę pisała przewodnika,bo inni zrobili już to dawno i lepiej. Cały czas towarzyszyła nam mżawka, ale nie nudziłyśmy się nawet na chwilę i nie było czasu zjeść obiadu.
u góry i na dole fragment palmiarni |
koziołki już się chowają |
instalacja pod nazwą "Zielona Symfonia" |
widok z wieży widokowej na wzgórzu zwanym górą Zamkową |
Stare Miasto |
haftowane pantofelki , w których jakaś elegantka przemyka po salach muzeum Sztuk Użytkowych (zamek Przemysła), po opuszczeniu go przez ludzi |
haftowana ikona, a poniżej kawałek ornatu widziany przez lupę (Muzem SztukUżytkowych j.w.) |
Daleko mi do niegdysiejszych mistrzyń hafciarskich , ale i ja wzięłam się za haftowanie.
Kupiłam sobie wzory na Etsy ; trzy zimowe i jeden taki, do którego treści mam pewien sentyment. Zimowe już odłożyłam na bok i mam nadzieję, że uda mi się wyhaftować je na przyszłe święta. Ten , który wzięłam do roboty, ma białe koty.
Jechałam niegdyś w bardzo upalne, sierpniowe popołudnie. Temperatura asfaltu przekraczała 50 stopni. Na drogę wylazło mi maleńkie stworzenie i zatrzymałam się tylko po to, aby usunąć go z drogi, żeby na niego nie najechać. Gdy się rozejrzałam , w pobliżu nie było takiego miejsca, gdzie mogłaby być jego rodzina. Zabrałam to brudne, śmierdzące , prawie ślepe stworzonko. Zaczął się rajd rodziny za kocim mleczkiem, buteleczką do karmienia i weterynarzem od takich maleństw. Siostrzenica w Warszawie kupowała specjalne mleko, a ja je odbierałam od kierownika pociągu w Kutnie.
Loluś, niestety nie bez problemów zdrowotnych, wyrósł na pięknego , bielusieńkiego kota. Z powodu braku barwnika był częściowo głuchy. Nie ma go już dawno z nami, ale w naszych sercach pozostał.
Wzór , który haftuję to wróżka z białymi kotami . Rozpoczęłam ją już dosyć dawno, ale zagapiłam się, bo wzór na złożeniach się powtarza, a ja gamoń zamiast pomyśleć, to haftowałam jak popadło. No i musiałam zacząć od nowa. Chwalić się jeszcze nie ma czym, więc tylko maleńka zajawka.
W moim domu haftowanie teraz , to nie jest taka prosta sprawa. Jak mi spada poziom cukru w sercu😅, to lecę na górę po słodziaka, czyli dwuletniego wnuczka.
Młody jest bystry i ma sprytne rączki, więc żeby nie zrobił sobie krzywdy i nie poplątał mojej pracy, muszę dobrze zabezpieczyć cały hafciarski majdan. Rozkładanie z powrotem tych klamotów zajmuje jednak trochę czasu.
- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -
Ponieważ święta tuż, tuż, więc życzę Wam zdrowych, spokojnych Świąt, a w Nowym Roku aby spotkało Was wszystko co dobre i szczęśliwe!
Jola