Nie zgłosiłam się do zabawy "Wymiatamy resztki" u Moniki, ale nie ukrywam, że jej pomysł był inspiracją do wyciągnięcia różnych mulin z zakamarków. Głównie wyszywałam Ariadną, ale biały brzuszek kota wyhaftowałam stareńką Odrą. Byłam mile zaskoczona jakością Odry. Mulina się nie plątała, była śliska i łatwo przechodziła przez tkaninę.
I to tyle z przyjemności. Pomyślałam, że trzeba spróbować czegoś nowego i wybrałam perłowoszarą Lindę. Okazało się, że na takie małe projekty ,to nie był dobry pomysł. Dwie nitki muliny nie kryły ładnie tkaniny, krzyżyki były wielkie,materiał dość sztywny. Chyba się z Lindą nie pokochamy.
Wnętrze zakładki usztywniłam flizeliną. Złożyłam tkaninę na pół i zszyłam tylko jeden bok. Nie wygląda to ładnie, bo w tym miejscu widać wyraźnie zgrubienie.
Zaokrągloną górę zrobiłam ręcznie, bo za nic w świecie nie mogłam zrobić tego maszyną, żeby było kształtne. Na jednej stronie są dwa koty, na drugiej kocie ślady.
Niestety, z tego "dzieła" nie jestem do końca zadowolona.
Pod poprzednim moim postem przeczytałam bardzo dużo ciepłych i miłych słów. Bardzo za nie dziękuję, bo zachęcają do dalszej pracy, do nowych prób,działają jak lekarstwo jeśli coś nie wychodzi.
Ja zaraz się biorę za następną zakładkę, a motywem nadal są koty.
Jola