Obserwatorzy

sobota, 30 stycznia 2021

Oset bez trzmiela




         W hafcie nad ostem i trzmielem poczynam sobie , jak na moje warunki , dosyć żwawo.  Staram się na bieżąco robić backstitche, bo nie mogę się doczekać efektów.



 W pracy nie pomagają mi kolory nitek, niemalże identyczne z kolorem płótna. Trzeba mocno wytrzeszczać oczy, żeby postawić krzyżyk w odpowiednim miejscu.


        Przyzwyczaiłam się już do muliny Finka, trzeba tylko uważać, rozkręcać ją co jakiś czas, żeby nie zrobił się cieniutki sznureczek.
Żeby mi nie przeszkadzał nadmiar materiału w haftowaniu, podwijam go i przypinam klipsem, którym była zamknięta foliówka z chlebem.  No cóż, potrzeba matką wynalazków.
        Bardzo cieszę się, że jest zima, długie wieczory, bo bez skrupułów można usiąść z haftem w dłoni. 
        W pracy zawodowej przełom roku, to  spokojniejszy sezon . Ze strachem myślę o wiośnie, bo zawodowo to nawał pracy. Pracuję w sektorze rolniczym i wiosną zaczyna  się kręciołek.  Gdy ileś lat temu,  wchodziły do powszechnego użytku telefony komórkowe , to  zazdrościłam tym wszystkim, którzy już je mieli i dzwoniły im w kieszeniach. Ale,  jak mówi chińskie przysłowie-pomyśl o czym marzysz, bo ci się spełni- spełniło się. Teraz w wolnych chwilach z niechęcią spoglądam na telefon i myślę, jak fajnie by było, gdybyśmy w eterze mieli obowiązkowe godziny ciszy. Hmmm...może kiedyś będą przerwy np. na odkurzanie satelity 😅??

        Widok z mojej kuchni na świąteczne drzewko. W tym roku choinka stała sobie na zewnątrz.

   Dziękuję za zaglądanie i Wasze wsparcie.
                                                                        Jola


niedziela, 10 stycznia 2021

Oset i trzmiel

    Początek roku siłą rzeczy wymusza na nas jakieś plany i postanowienia. Ileż to razy słyszymy- "zrobię to w przyszłym roku", albo  " muszę zrobić to do końca roku". 

Cóż, ja to chyba jestem mistrzem w planowaniu.  Realizację moich postanowień można określić  trawestując tekst piosenki  "znowu w życiu mi nie wyszło...". Ale plany mam, mam i czasami niektóre udaje się zrealizować.  Mam  m.in. dwa ufoki, które kłują mnie w oczy, a ja siadłam sobie przed nowym wzorkiem. Jeden z ufoków, to woreczek na chleb, drugi to wzór  Renato Parolina.

Ostatnio przyleciały do mnie z Rosji dwa nowe hafty.  Jeden z nich nosi tytuł Oset i trzmiel ( znalazłam  też tytuł  Dzikie kwiaty) , który zaprojektowała Maria Iskustnitsa.  


Jest to prawdziwie międzynarodowy projekt, bo len z Danii, igła z Australii, mulina z Hiszpanii, a wzór z Rosji (do tego haftowany  w Polsce).  Jak widać, świat jest jednak malutki.



                                          

     

    Bardzo podobają mi się projekty Marii Iskustnisy.  Zaprojektowała dwa bardzo podobne wzory i miałam chęć kupić je oba. Ale wzory są drogie,  bo można je tylko   kupić w    zestawie z muliną i płótnem. Dlatego  zdecydowałam się na zakup jednego. I całe szczęście! Maria zrobiła wszystko, żeby utrudnić życie hafciarkom..  Mulina Finca jest słabo skręcona , plącze się i krzyżyki wychodzą niezbyt ładne. Plusem jest to, że luźne nitki powodują , że krzyżyki wychodzą puchate i dają wrażenie trójwymiarowości. Len 25 ct  nie jest zbyt gęsto tkany i trzeba naprawdę wytrzeszczać oczy, żeby postawić krzyżyk co dwie nitki, bo te z kolei złażą się i rozłażą.   

Nie mam szczęścia do zakupu samych wzorów, które mi się podobają. Jeśli już coś mnie zachwyci , to jest  to obowiązkowo cały zestaw, a u mnie mulin tyle, że niedługo zacznę z nich swetry chyba robić.

To tyle narzekania. Wzór bardzo mi się podoba i rekompensuje mi wszystkie uciążliwości. Może ja jestem genetycznie zaprogramowana do narzekania? Ostatnio jak haftowałam gnomka, to już patrzeć na niego nie mogłam i dlatego robiłam wszystko, aby jak najszybciej dziaders  zszedł mi z tamborka.

Na ten moment mam już tyle :



O tej porze roku o dobrym świetle do zdjęć to można tylko pomarzyć. 

Dziękuję za zaglądanie, komentowanie i wsparcie. 

                                                                                   Jola