Obserwatorzy

niedziela, 30 czerwca 2019

Lato, lato wszędzie...

    Jestem z gatunku tych , co to wolą się siedem razy przegrzać niż raz zmarznąć.
Chociaż ostatnio już nie jestem tego taka pewna.
    Mieszkam w centralnej części polski, na Równinie Kutnowskiej. Obszar ten, według pesymistycznych prognoz hydrologów, w 2030 roku będzie już pustynią.
    Nie padało u nas od końca kwietnia. A jeśli były już jakieś opady, to na tyle skąpe, że w tym czasie wieszałam pranie. Mieszkam w jakimś takim zaklętym kręgu, gdzie omijają nas wszystkie burze, chmury, deszcze. Trójkąt kutnowski.
Przestałam już podlewać ogródek, poza kwiatami w doniczkach.
    Na brak zajęcia też nie cierpię, bo jak są upały to głównym zajęciem jest łapanie kapiącej wody. O włączeniu po południu pralki, zmywarki czy prysznica należy zapomnieć.
    Ostatnio od znajomych z innego regionu Polski usłyszałam " nie masz wody w kranie? to łap deszczówkę."  Kurcze, ...co mam łapać?

     Do haftu też jakoś trudno usiąść, bo haftuję pod lupą z żarówką, a to jest dodatkowe źródło ciepła.
Do swego kota Kaligrafa zaglądam rzadko, ale coś tam przybywa.
Oprawki okularów u kota wyhaftowałam muliną metalizowaną. Nie jestem  pewna, czy to był dobry pomysł. Wyglądają tak jakoś topornie.
Natrafiłam na pasmanterię, gdzie był duży wybór mulin i metalizowane  prosiły "kup mnie, no kup", że  zaszalałam i... nie miałam gdzie ich sprawdzić.


A niżej mój wypalony słońcem trawnik.




     Złośliwość losu czasami jest wyjątkowo ogromna. 3 lipca wyjeżdżam na parę dni nad morze i zapowiada się pogoda poniżej 20 stopni.  Cóż, chociaż dokładnie zwiedzę Kołobrzeg i okolice.

 Pozdrawiam Was ze względu na upały chłodno, ale serdecznie. Dziękuję, że zaglądacie
                 Jola

niedziela, 2 czerwca 2019

Coś tam, coś tam....



   Z żalem informuję, że zrezygnowałam  z zabawy "Nowy haft na Nowy Rok".
Powodem była choroba w bliskiej rodzinie. Na początku nic nie robiłam z  braku czasu.  Potem nawet jak czas  się znalazł,  to ogarniało mnie  zniechęcenie pod tytułem "po co to ?". Jakby mało było choroby, to jeszcze przygnębienia dokładał stan służby zdrowia. I dotyczyło to nie jakiegoś szpitala na peryferiach, ale renomowanej jednostki w Łodzi.  Jednym słowem trzeba mieć zdrowie, żeby się leczyć. Powoli  zaczyna się już dobrze układać, a ponadto moje zmartwienie nic w tym wypadku nie pomoże.
   Ponieważ mój blog , to nie blog o chorobach, więc chciałam pokazać, że jednak coś tam dłubię. Jakieś nikłe postępy w kocie Kaligrafie są. Do Was też zaglądam, może niezbyt regularnie , ale oglądam i podziwiam.
    Czekam na zachmurzenie, opady, bo wtedy musiałabym pobyć trochę w domu. Pogoda jest taka, że wolne chwile spędzam w  ogródku jak ten zając. A  raczej jeż, bo w naszym obejściu zadomowił się jeż. Deszcze jednak skrzętnie omijają centralną Polskę.
 
Jeżyk sfotografowany wieczorem, więc ledwie go widać
_______________________________________________
Dziękuję, że jesteście i zaglądacie.
Jola